rosaryfinal1Niedzielą w ostatniej dekadzie października rozpoczyna się w Kościele tydzień misyjny. Jest to kolejna okazja do modlitwy i ofiary mającej na celu pomoc misjonarzom i ludziom ubogim w krajach misyjnych. Szczególnym polem do tej pomocy jest Afryka - kontynent ogromnych obszarów głodu, wojen i prymitywnych, niekiedy okrutnych tradycji. Nawet w krajach względnie spokojnych i o ustabilizowanych rządach (np. Tanzania), poziom życia ludności jest dla nas szokujący. Bo czy możemy sobie wyobrazić, jak można mieszkać w kilkanaście osób w glinianej lepiance, spać po prostu na klepisku razem z insektami, szczurami, mrówkami i innym robactwem? Jeść raz dziennie ciągle taką samą papkę bez smaku wyrobioną z mąki kukurydzianej.

Oczywiście bez możliwości korzystania z prądu elektrycznego (nawet jeśli w miejscowości jest elektryczność, to mało kogo stać na podłączenie się do linii), bez bieżącej wody (czasem po wodę trzeba wędrować 2-3 km). Siostry - pielęgniarki pracujące w dyspensariach (przychodniach) mówią o braku elementarnej higieny (brak świadomości i środków). Opowiadają o dzieciach, które umierały zżerane od wewnątrz przez robactwo! I właściwie bez możliwości leczenia, bo miejscowa "służba zdrowia" nie jest w stanie zapewnić nawet podstawowych świadczeń. Przeciętny Europejczyk zapewne nie odważyłby się dotknąć łóżka w tamtejszym "szpitalu", gdzie zdarza się, że szczury podgryzają chorych.

   W takich warunkach, wśród tych ludzi pracuje wielu misjonarzy. Są dla miejscowych ludzi nie tylko zwiastunami Ewangelii, nowej religii, opartej na miłości do Boga i szacunku dla człowieka. W ośrodkach misyjnych ludzie szukają także pomocy materialnej, ratunku w chorobie (gorzej, jeśli zachoruje poważnie sam misjonarz, wtedy nie bardzo ma się do kogo zwrócić o pomoc) i w przeróżnych życiowych trudnościach (inna sprawa, że często próbują wyłudzić wsparcie pod byle jakim pozorem uważając, że biały to człowiek posiadający niewyczerpane źródło pieniędzy).

   Wieloletnia praca misyjna zaczyna przynosić efekty. W wielu krajach afrykańskich chrześcijaństwo dotarło i zostało zaakceptowane przez znaczną grupę ludności (w Tanzanii ok. 60%). Wiele osób angażuje się w różnych wspólnotach chrześcijańskich, działają Rady Parafialne, wykształcono rzeszę katechistów świeckich. Kościół tanzanijski ma już swoje struktury, swoich biskupów i wielu rodzimych kapłanów. Placówki misyjne są sukcesywnie przekazywane miejscowym duszpasterzom, którzy skwapliwie je przejmują. Można nawet powiedzieć, że niecierpliwie czekają na moment, kiedy biali wreszcie pozwolą im usamodzielnić się. Niestety często ich gospodarzowanie jest bardzo słabe. Brak im umiejętności organizacyjnych, nawyku oszczędzania i dbania o powierzone dobro. Bywają niefrasobliwi, niegospodarni. Nasi misjonarze nieraz z bólem serca patrzą, jak marnowana jest ich wieloletnia praca. Misjonarze są jednak dalej potrzebni, cierpliwie uczą miejscowych ludzi, jak uczynić sobie życie bardziej znośnym, jak zmieniać krzywdzące tradycje (np. dyskryminacji kobiet), niewłaściwe podejście do pracy itp., przenikając je duchem Ewangelii. Jest to bardzo trudne, bo Afrykańczycy w większości nie potrafią, nie czują potrzeby żadnej zmiany, zwłaszcza, jeśli wymagałoby to jakiegoś wysiłku z ich strony. Ich sposób życia nie zmienił się prawie od tysiąca lat. Są bardzo przywiązani do tradycji, nie potrafią właściwie korzystać z otrzymanych udogodnień. Wszystko "psuje im się w rękach", nie potrafią o to dbać. Dlatego pomoc ukierunkowana na zaspokajanie podstawowych potrzeb wydaje się niewłaściwa, a nawet deprawująca, oduczająca pracy i zwalniająca z wysiłku. Był przypadek, że w jednym z rejonów podczas wyjątkowo obfitych deszczów lawa błota zalała kilka miejscowości i pól uprawnych (uprawy są bardzo prymitywne - jedyne narzędzie, to motyka). Rejonowi groziła klęska głodu. Organizacja międzynarodowa zorganizowała doraźną pomoc żywnościową (i chwała jej za to). W następnym roku ludzie nie kwapili się z wyjściem do pracy w polu licząc na to, że może znowu będzie klęska żywiołowa i znowu dostaną żywność za darmo, więc po co pracować?

   Przemiana mentalności następuje bardzo powoli. Wielu pracujących np. w Tanzanii misjonarzy - sióstr i księży uważa, że pomoc powinna być kierowana przede wszystkim na oświatę, także oświatę zdrowotną, kształcenie nawyków higieny. Kraje afrykańskie (i nie tylko) są jednak ogromnie skorumpowane i oficjalna, płynąca kanałami rządowymi pomoc najczęściej grzęźnie w prywatnych kieszeniach miejscowych urzędników. Dlatego pomoc powinna być prowadzona nie przez wielkie organizacje międzynarodowe, które działają anonimowo, ale przez bezpośrednie kontakty z zainteresowanymi.

   My też możemy pomóc na miarę swoich możliwości, modlitwą i czynem. W Tanzanii pracuje m.in. wielu salwatorianów, możemy za ich pośrednictwem przekazać swoje ofiary na rzecz najbardziej potrzebujących.

 

Źródło:habari.ovh.org